Ponieważ temat e-wyborów wraca uparcie niczym wampir którego nikt nie zakołkował osinowym kołkiem przedstawiam poniżej polskie tłumaczenie komiksu XKCD z 2018 roku, autorstwa Randalla Munroe (licencja Creative-Commons Attribution Non-Commercial 2.5)
Author Archives: leslie
Krótkie ABC Mastodona dla migrantów z Twittera
W związku z postępującym podpalaniem Twittera przez Elona Muska coraz więcej ludzi zastanawia się, gdzie się zwinąć, więc widziałem pytania o jakieś “ABC Mastodona”, który jest otwartą alternatywą dla Twittera zbudowaną tak, żeby być przyjaźniejsza dla użytkowników.
Bezpieczeństwo komputerowe
Krótki poradnik dla osób działających w polityce (i nie tylko).
Wersja 1.7, listopad 2024
Autorzy: Leszek Karlik, marmarta i inni 🙂
Model ataku i poziomy bezpieczeństwa
Aby ustalić, jak zabezpieczyć swoje komputery, smartfony i metody komunikacji cyfrowej musimy najpierw ustalić model ataku, czyli przed jakim stopniem zagrożenia chcemy się bronić, oraz sprawdzić, jakie zabezpieczenia już mamy wdrożone.
Bezpieczeństwo komputerowe jest kwestią procesów i wyrobionych nawyków. Na potrzeby tego dokumentu wyróżnimy 5 poziomów bezpieczeństwa.
- poziom 0 (brak zabezpieczeń) oznacza, że jesteśmy jak Dworczyk czy inne ofiary “ataków hakerskich”. Na nasz komputer może się włamać każdy, włącznie z naszym kotem.
- poziom 1 (podstawowy): zapewnia ochronę przed zautomatyzowanymi atakami cyberprzestępców, i to by było na tyle. Nasze hasła są odrobinę bardziej skomplikowane niż “mruczek1990” i mamy inne hasło do poczty, inne do facebooka, inne do banku i jeszcze inne do wszystkich serwisów typu księgarnie internetowe.
- poziom 2 (wysoki): oznacza, że przy używaniu komputerów pamiętamy o bezpieczeństwie i mamy sporo zabezpieczeń. Mamy zaszyfrowany dysk w komputerze, korzystamy z managera haseł (inne hasło na każdym serwisie) i uwierzytelniania dwuskładnikowego.
- poziom 3 (bardzo wysoki): korzystanie z komputerów jest momentami niewygodne przez ilość zabezpieczeń, jakie wykorzystujemy, ale też dobranie się do naszych informacji będzie sporym wyzwaniem.
- poziom 4 (aktywna paranoja): poświęcamy bardzo dużo wysiłku na zabezpieczenie komputerów i komunikacji elektronicznej, co oznacza sporą niewygodę i często bycie postrzeganym jako osoba trochę dziwna
Nie ma sensu próbować przeskoczyć kilku poziomów na raz, bo zapewne się to nie uda.
Postaw sobie za cel zwiększenie poziomu zabezpieczeń o poziom w kilka miesięcy, a kiedy już przyzwyczaisz się do zwiększonego poziomu ochrony możesz zastanowić się, czy wejść poziom wyżej. Poziom 4 nie ma sensu dla większości ludzi, poziom 2 zapewnia dobrą równowagę pomiędzy uciążliwością a skutecznością zabezpieczeń.
CZYTAJ DALEJPodręczniki bezpieczeństwa
Bezpieczne spacerowanie w czasach pandemii, czyli jak się zabezpieczać podczas demonstracji: o goglach, maskach itp.
https://hell.pl/leslie/Bezpieczne_spacerowanie.pdf
Bezpieczeństwo komputerowe dla osób aktywnych w polityce (i nie tylko). Jakie działania należy wdrożyć w celu zabezpieczenia swoich danych w komputerze, telefonie itp.
https://hell.pl/leslie/Bezpieczenstwo_komputerowe.pdf
https://hell.pl/leslie/Bezpieczenstwo_komputerowe.epub
Służyć i chronić
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, kontrola drogowa. Proszę przygotować smartfona.
Zatrzymany rowerzysta patrzy na mnie z wyraźną irytacją, bez słowa odblokowuje telefon i podaje mi go. Przykładam jego urządzenie do mojego, spoglądam na dane wyświetlane na szybie hełmu i od razu widzę problem.
Policyjna aplikacja wyświetla mi dane osobowe kontrolowanego. Imię i nazwisko: Janusz Mariański, wiek: 34 lata, wyznanie: narodowy katolik, miejsce zatrudnienia: młodszy asystent posła na Sejm Polskiej Partii Narodowo-Katolickiej.
Z trybu profesjonalnego przechodzę w tryb najwyższej uprzejmości, natychmiast oddając mu jego smartfona. Teoretycznie mógłbym skontrolować zawartość, historię rozmów czy wiadomości, ale to gigantyczne ryzyko, bo jeszcze mógłbym coś znaleźć, więc wolę nie ryzykować. W Szczytnie każdy słyszał przy piwie historię policjanta, który zobaczył wybitnie niezgodną z katolicko-narodowymi wartościami korespondencję między posłem a jego asystentem, po czym następnego dnia losowa kontrola szafek znalazła w jego rzeczach osobistych Koran z jego odciskami palców i deportowano go z rodziną do jednej z islamskich prowincji Wielkiej Rosji w ciągu 48 godzin.
– Obywatelu, mamy ostrzeżenie pogodowe trzeciej klasy, za dwadzieścia pięć minut nikogo nie powinno być na ulicach. Może gdzieś podwieźć? – mówię, spoglądając w stronę radiowozu, ładującego się właśnie na miejscu parkingowym.
– Nie trzeba, zostało mi dziesięć minut jazdy do siedziby partii.
– W takim razie z Bogiem i bezpiecznej drogi. – mówię, najuprzejmiej jak tylko potrafię.
Cofam się i pokazuję, żeby ruszył dalej, po czym rozglądam się, czy nie ma jeszcze kogoś do skontrolowania. Służbowy smartfon zawieszony na moim ramieniu głośno piszczy charakterystycznym rytmem alarmu pogodowego, ale pancerny radiowóz za moimi plecami spokojnie wytrzymuje do czwartej klasy, a tornada powyżej czwórki trafiają się w Warszawie najwyżej raz do roku, więc się tym specjalnie nie przejmuję.
Widzę kolejnego rowerzystę zmierzającego w moim kierunku. Na widok policjanta i radiowozu panicznie się rozgląda a rower przez chwilę się chybocze, więc macham lizakiem i jednocześnie wzywam Tomka przez smartfona. Partner może się przydać.
Rowerzysta zwalnia i sięga lewą ręką do kieszeni. Odpinam zapięcie kabury paralizatora na prawym udzie i trzymam rękę w pogotowiu.
– Szczęść Boże, panie władzo, zaraz sztorm będzie, do domu się spieszę. – rzuca zdyszany rowerzysta w moją stronę.
Zerkam w stronę radiowozu i widzę, że Tomek już idzie w moją stronę, czuję się więc bezpieczniej i zdejmuję rękę z paralizatora.
– Niech będzie pochwalony, szybkie sprawdzenie dokumentów i może pan jechać. – odpowiadam.
– Ale rozładował mi się… – płaczliwie stwierdza zatrzymany, wyciągając z kieszeni charakterystyczną cegłę z socjalu.
Wzdycham ciężko, odpinam swojego smartfona z napierśnika i wybieram tryb kontroli pogłębionej, po czym wyciągam lewą rękę.
– Pan da ten telefon, szybko odpalę tryb dokumentów i pojedzie pan dalej.
Przykładam telefony do siebie. Urządzenie rowerzysty, standardowy państwowy socjal nie reaguje, ale rezerwowa bateria podtrzymuje mu system lokalizatora i umożliwia włączenie go w celu przekazania nagłych ostrzeżeń, pozwala też policyjnym smartfonom na pobranie dokumentów do kontroli. Szybko ściągam dane delikwenta. Jarosław Korczak, lat 47, bezrobotny, zamieszkały na Ursynowie. Rowerem nie dojedzie, nie ma szans.
Tomek staje obok mnie i nieruchomieje. Lustrzana kopułka nad biało-czerwonym, pancernym napierśnikiem nie pozwala ustalić, gdzie skierowane są teraz jego czujniki, ale wiem, że przygląda się uważnie obywatelowi Korczakowi na wszystkich możliwych długościach fal, w podczerwieni, świetle widzialnym i terahercach. Gdyby coś było nie tak, mój partner już by działał, ale teraz jedynie stoi i przypomina o potędze polskiego państwa.
Oczywiście, kto tylko się interesuje tematem wie, że wprawdzie biało-czerwony pancerz z wytłoczonym orłem jest produkowany w Polsce, przez zakłady produkcyjne w więzieniu w Barczewie, ale schowane za nim podzespoły są produkowane w Specjalnej Strefie Eksterytorialnej przez Daimler Robotics. Rząd może dumnie twierdzić, że wszystkie roboty policyjne i wojskowe produkujemy w kraju, ale Daimler każe sobie za nie i tak płacić w dewizach.
Więc oprogramowanie mamy, niestety, narodowe, bo po co wydawać dewizy na SI dla robotów, kiedy mogą pisać je absolwenci informatyki w ramach obowiązkowych dwóch lat stażu w służbach po zakończeniu studiów. Gdybym nie oglądał zachodnich spiraconych seriali policyjnych to bym nie wiedział, jak tępym partnerem jest Tomek, ale wiem, więc zawsze jest mi trochę smutno, kiedy stoi obok mnie, milcząc jak głaz.
– Obywatelu, za dwadzieścia-dwadzieścia pięć minut będzie tutaj tornado trzeciej klasy, musicie się schować. Do metra mogą nie wpuścić z rowerem, pewnie straszny tłok będzie, więc sugeruję do najbliższego kościoła. – wskazuję ręką na budynek, w którym właśnie powoli opuszczają się pancerne rolety na witraże.
– Zaryzykuję metro. Wikariusz też raczej z rowerem nie wpuści. – odpowiada Korczak, już trochę mniej zdyszany.
– No, to sugeruję się spieszyć. – oddaję mu telefon. – Z Bogiem i bezpiecznej drogi.
Karta X
Karta X to taki przyjemny erpegowy pomysł, czyli safeword do zastosowania podczas sesji w celu usuwania elementów przeszkadzających graczom.
Ma ona również doskonały efekt uboczny w postaci służenia za wykrywacz aspołeczności. Jeżeli odkryjemy, że mamy gracza, który straszliwie protestuje przeciwko wprowadzeniu karty X (bo jak to możliwe że jakiś gracz może czegoś nie chcieć na sesji!), albo demonstracyjnie zaczyna wetować wszystko na sesji przy pomocy rzeczonej karty, to w szybki sposób udało się ustalić, że ma się w grupie kogoś, komu słowa “kontrakt społeczny” nic nie mówią i najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że erpegi to rozrywka grupowa, więc warto rozważyć zrezygnowanie z grania z rzeczoną osobą w RPG i przerzucić się na jakieś planszówki. (Uwaga na rzucanie pionkami)
Linki do pobrania karty w formacie do wydruku oraz do przeglądania na ekranie (czy do prezentacji na rzutniku).
https://hell.pl/leslie/Karta_X_PL_portrait.pdf
https://hell.pl/leslie/Karta_X_PL_landscape.pdf
Deathist propaganda, or how easy is it to kill a man
Not many roleplaying games have realistic damage mechanics. Most use hit points – when you get hit, you lose points. Lose all of them, die. The end.
Where did hit points (so ubiquitous in role-playing games) originate? The first RPG, Dungeons & Dragons has used hit points, an abstract resource representing loss of life, copied by Dave Arneson from a set of American Civil War naval game. It prevented players from losing their characters every time they lost a roll and was simple and easy.
And completely wrong. It reflects neither reality nor conventions from heroic literature and action movies. It is self-referential – it describes the reality of games, which use hit points, health bars and so on, all under the influence of previous games which use the same concept.
CONTINUE READINGOn being dead
I was, unfortunately, quite dead on the day my love killed himself to become immortal. It wasn’t my first time being dead, and the reason was depressingly identical to previous ones. Multiple GSWs to the chest. An occupational hazard for a cop in modern America.
Getting temporarily killed in the line of duty is fully comped, but the insurance payout is wholly inadequate to cover the loss of over a month of life spent in recovery. Granted, after they bring you back from cold sleep, replacing the superoxygenated cooling solution back with blood you get to wake up and access VR environments, but then you have a choice – hazy pink fog of painkillers, or being alert on pain dullers.
Although in this case my state of mind wouldn’t matter much, as I was still in cold sleep when Jonathan decided he had enough close encounters with death, even by proxy, to stand the thought of dying permanently, and absconded to Canada with most of our money, in order to get destructively scanned. The bastard.
Śmiercistowska propaganda, czyli czemu hapeki posysają
Skąd się wzięły wszechobecne w RPGach punkty życia? Pierwszy system RPG, czyli Dungeons & Dragons zastosował mechanikę hit pointów, czyli punktów życia skopiowaną bezpośrednio z jego bitewniakowego pierwowzoru, Chainmaila (który z kolei skopiował ją z gry o walkach statków podczas wojny secesyjnej). W Chainmailu zamiast postaci jedna figurka reprezentowała oddział, składający się z około dwudziestu ludzi. Odnoszenie obrażeń przez oddział oznaczało, że część z tych ludzi ginęła, więc oddział tracił „punkty życia”. W bitewniaku taka mechanika miała nawet sens. Niestety, została skopiowana do pierwszego erpega i potem była powielana w następnych, bo jest prosta, intuicyjna i zrozumiała.
I całkowicie błędna, nie odzwierciedlająca ani rzeczywistości, ani konwencji z literatury heroicznej czy filmów sensacyjnych. Ludzie nie są oddziałami wojska ani okrętami wojennymi. Continue reading
Cycling for beginners
Two weeks after I’ve left the City for the wilderness of Central Poland my bike’s front suspension seized with a shudder. I was riding over the remains of an old tarmac road, and suddenly I felt it become rather bumpy, so I almost fell off trying to stop.
“I am sorry, Jake,” the bicycle spoke softly inside my head. “The right actuator burned out and I had to lock the left one. I was not designed to carry heavy loads, and if we keep riding on such disastrous surfaces the other actuator will burn out, too.”
“How soon?” I whispered.
“A week or two. And the front wheel hub is approaching its limits, too, we’re already three weeks past the second required maintenance overhaul. When the front wheel burns out, you lose one third the motive force and two thirds of the braking capability. I’m breaking down. You will have to find another means of transport.”
I knew I couldn’t walk with all the stuff I had in my panniers, backpack and the bag strapped to the handlebars, and yet in the wilderness I needed it desperately. All my life’s savings, as well as my parents’ apartment went into the stuff I now carried.
Some of it was so illegal I’d get my second strike and my third strike at the same time, which is why I met the guy who sold the stuff just outside of the administrative borders of the Warsaw enclave, fifty kilometres outside of the city proper.
There was no law enforcement outside the enclaves. That is why criminals like me could escape the all-seeing eyes of the City’s surveillance and compliance enforcement network. And that is also why I needed a weapon, to hunt for food and to protect myself against other people hiding in the wilderness. They wouldn’t be law-abiding citizens either.
The Commonwealth didn’t care what people did outside of the areas of City enclaves, as long as they didn’t violate any environmental laws. If they did, the first time skies cleared the killsats would find them, and invisible ultraviolet death would descend from orbit.
Still, small groups of hunters and gatherers could easily survive in the forests covering most of Europe, as long as they stayed away from the radioactive fields where the Russian Empire’s area denial swarms managed to get through the defences of the late European Union.
Unfortunately, I had a week or two to find a new bike, and that meant I had to turn towards the radioactive ruins of Poznań. More abandoned buildings meant a higher chance for finding something. Or meeting someone.
Two days later, in an abandoned village I’ve finally found a bicycle. It was weird. It was made completely of metal, and thus surprisingly heavy. Instead of modern wheels it had multiple metal wires leading from the hub to the rim. The pedals were connected to multiple spiky discs, with more of the same on the rear wheel, and there was a weird metal rope-like thingy leading from the pedals to the rear wheel. Chain, it was called, I thought, even though the word evoked images of medieval ages and slavery instead of bicycles. There were also some weird mechanical switches and cables running all over the frame, which I tried flicking, with no results whatsoever. And it was completely dumb. No cameras, no mind, no self-diagnostics. It was probably older than my late parents. Well, I would have to read up on maintenance of prehistoric bicycles, I decided, and set out to search the nearest building for some tools.
Which is when I found the body.