– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, kontrola drogowa. Proszę przygotować smartfona.
Zatrzymany rowerzysta patrzy na mnie z wyraźną irytacją, bez słowa odblokowuje telefon i podaje mi go. Przykładam jego urządzenie do mojego, spoglądam na dane wyświetlane na szybie hełmu i od razu widzę problem.
Policyjna aplikacja wyświetla mi dane osobowe kontrolowanego. Imię i nazwisko: Janusz Mariański, wiek: 34 lata, wyznanie: narodowy katolik, miejsce zatrudnienia: młodszy asystent posła na Sejm Polskiej Partii Narodowo-Katolickiej.
Z trybu profesjonalnego przechodzę w tryb najwyższej uprzejmości, natychmiast oddając mu jego smartfona. Teoretycznie mógłbym skontrolować zawartość, historię rozmów czy wiadomości, ale to gigantyczne ryzyko, bo jeszcze mógłbym coś znaleźć, więc wolę nie ryzykować. W Szczytnie każdy słyszał przy piwie historię policjanta, który zobaczył wybitnie niezgodną z katolicko-narodowymi wartościami korespondencję między posłem a jego asystentem, po czym następnego dnia losowa kontrola szafek znalazła w jego rzeczach osobistych Koran z jego odciskami palców i deportowano go z rodziną do jednej z islamskich prowincji Wielkiej Rosji w ciągu 48 godzin.
– Obywatelu, mamy ostrzeżenie pogodowe trzeciej klasy, za dwadzieścia pięć minut nikogo nie powinno być na ulicach. Może gdzieś podwieźć? – mówię, spoglądając w stronę radiowozu, ładującego się właśnie na miejscu parkingowym.
– Nie trzeba, zostało mi dziesięć minut jazdy do siedziby partii.
– W takim razie z Bogiem i bezpiecznej drogi. – mówię, najuprzejmiej jak tylko potrafię.
Cofam się i pokazuję, żeby ruszył dalej, po czym rozglądam się, czy nie ma jeszcze kogoś do skontrolowania. Służbowy smartfon zawieszony na moim ramieniu głośno piszczy charakterystycznym rytmem alarmu pogodowego, ale pancerny radiowóz za moimi plecami spokojnie wytrzymuje do czwartej klasy, a tornada powyżej czwórki trafiają się w Warszawie najwyżej raz do roku, więc się tym specjalnie nie przejmuję.
Widzę kolejnego rowerzystę zmierzającego w moim kierunku. Na widok policjanta i radiowozu panicznie się rozgląda a rower przez chwilę się chybocze, więc macham lizakiem i jednocześnie wzywam Tomka przez smartfona. Partner może się przydać.
Rowerzysta zwalnia i sięga lewą ręką do kieszeni. Odpinam zapięcie kabury paralizatora na prawym udzie i trzymam rękę w pogotowiu.
– Szczęść Boże, panie władzo, zaraz sztorm będzie, do domu się spieszę. – rzuca zdyszany rowerzysta w moją stronę.
Zerkam w stronę radiowozu i widzę, że Tomek już idzie w moją stronę, czuję się więc bezpieczniej i zdejmuję rękę z paralizatora.
– Niech będzie pochwalony, szybkie sprawdzenie dokumentów i może pan jechać. – odpowiadam.
– Ale rozładował mi się… – płaczliwie stwierdza zatrzymany, wyciągając z kieszeni charakterystyczną cegłę z socjalu.
Wzdycham ciężko, odpinam swojego smartfona z napierśnika i wybieram tryb kontroli pogłębionej, po czym wyciągam lewą rękę.
– Pan da ten telefon, szybko odpalę tryb dokumentów i pojedzie pan dalej.
Przykładam telefony do siebie. Urządzenie rowerzysty, standardowy państwowy socjal nie reaguje, ale rezerwowa bateria podtrzymuje mu system lokalizatora i umożliwia włączenie go w celu przekazania nagłych ostrzeżeń, pozwala też policyjnym smartfonom na pobranie dokumentów do kontroli. Szybko ściągam dane delikwenta. Jarosław Korczak, lat 47, bezrobotny, zamieszkały na Ursynowie. Rowerem nie dojedzie, nie ma szans.
Tomek staje obok mnie i nieruchomieje. Lustrzana kopułka nad biało-czerwonym, pancernym napierśnikiem nie pozwala ustalić, gdzie skierowane są teraz jego czujniki, ale wiem, że przygląda się uważnie obywatelowi Korczakowi na wszystkich możliwych długościach fal, w podczerwieni, świetle widzialnym i terahercach. Gdyby coś było nie tak, mój partner już by działał, ale teraz jedynie stoi i przypomina o potędze polskiego państwa.
Oczywiście, kto tylko się interesuje tematem wie, że wprawdzie biało-czerwony pancerz z wytłoczonym orłem jest produkowany w Polsce, przez zakłady produkcyjne w więzieniu w Barczewie, ale schowane za nim podzespoły są produkowane w Specjalnej Strefie Eksterytorialnej przez Daimler Robotics. Rząd może dumnie twierdzić, że wszystkie roboty policyjne i wojskowe produkujemy w kraju, ale Daimler każe sobie za nie i tak płacić w dewizach.
Więc oprogramowanie mamy, niestety, narodowe, bo po co wydawać dewizy na SI dla robotów, kiedy mogą pisać je absolwenci informatyki w ramach obowiązkowych dwóch lat stażu w służbach po zakończeniu studiów. Gdybym nie oglądał zachodnich spiraconych seriali policyjnych to bym nie wiedział, jak tępym partnerem jest Tomek, ale wiem, więc zawsze jest mi trochę smutno, kiedy stoi obok mnie, milcząc jak głaz.
– Obywatelu, za dwadzieścia-dwadzieścia pięć minut będzie tutaj tornado trzeciej klasy, musicie się schować. Do metra mogą nie wpuścić z rowerem, pewnie straszny tłok będzie, więc sugeruję do najbliższego kościoła. – wskazuję ręką na budynek, w którym właśnie powoli opuszczają się pancerne rolety na witraże.
– Zaryzykuję metro. Wikariusz też raczej z rowerem nie wpuści. – odpowiada Korczak, już trochę mniej zdyszany.
– No, to sugeruję się spieszyć. – oddaję mu telefon. – Z Bogiem i bezpiecznej drogi.